W tarnowskim Ratuszu w najbliższą sobotę (22 X) i niedzielę (23 X) będzie można uczestniczyć w wydarzeniu, które zapowiada się nie tylko na wydarzenie niepodległościowej jesieni w mieście, ale w ogóle na wydarzenie kulturalne roku, znacznie przekraczające lokalne ramy. Mowa o premierze spektaklu „Powrót do Norwida” w reżyserii Kazimierza Brauna i Tomasza A. Żaka oraz wykonaniu artystów Teatru Nie Teraz.
Miejsca na spektakl (zarówno sobotni, jak i niedzielny pokaz o godz. 18:00) można rezerwować drogą mailową: teatr.nie.teraz@gmail.com (oczekując na zwrotne potwierdzenie od TNT).
reżyseria:
KAZIMIER BRAUN i TOMASZ A. ŻAK
aktorzy:
MAŁGORZATA STANKOWSKA
PRZEMYSŁAW SEJMICKI
GRZEGORZ STOKŁOSA
technika:
Ryszard Zaprzałka
współpraca:
Bogusław Kornaś
Aleksandra Żak
premiera:
Tarnów, Ratusz Staromiejski, 22 i 23 października 2016 r.
Dlaczego Norwid ?
Znów wracam do mego Tarnowa. Tym razem przynoszę ze sobą Norwida. Zetknąłem się z nim, jako chłopiec siedmio, czy ośmioletni. Na imieniny babuni, gdzieś w połowie lat 1940-tych, mama wybrała dla mnie wiersz Norwida Wigilia. Takie mieliśmy wojenne obyczaje i takie były prezenty: recytacja wiersza. Wigillia to piękny wiersz. Rymowany, śpiewny i rytmiczny, co ułatwiało opanowanie pamięciowe. Zawierał zwroty zrozumiałe: „Jak się Bogu podoba”, czy „diable uciekaj przed krzyżem”, ale zarazem prowadził w jakieś obszary mroczne, trudne do pojęcia: „Jutro kalekie”, „Za odległe gdzieś rzeczy / D z i ś włosienie kaleczy”. Zapadł mi w pamięć na lata, aż do dziś. Uczyłem się go z tomu w białej, twardej oprawie. Po latach miałem się dowiedzieć, że było to bibliofilskie wydanie dzieł poety dokonane przez jego odkrywcę, Zenona Przesmyckiego-Miriama. Kilka takich książek stało na honorowym miejscu naszej domowej biblioteki, obok serii Cudów Polski. Wszystkie one, wraz z całą masą innych rzeczy – obrazów, sreber, naczyń, obrusów, zniknęły po ubeckiej rewizji 6 grudnia 1948 r. Wśród innych przedmiotów skradzione zostały owe białe tomy Norwida.
Myślę, że mama miała kilka powodów wybrania dla mnie tego utworu. To wizja nadziei, nadziei odległej, ale pewnej. To także wiersz wywiedziony z Ewangelii, a zarazem złączony z toczącą się – w porządku eschatologicznym, a zarazem historycznym, odwiecznie i współcześnie – walką szatana z Chrystusem, dobra ze złem. A w tamtym, wojennym czasie wiedzieliśmy jasno, nawet dziecinnymi umysłami, co jest dobre, a co jest złe, kto jest dobry, kto jest zły. I tego byliśmy uczeni. W kursie historii literatury polskiej, prowadzonym przez matkę w naszej domowej szkole, klasycy polszczyzny byli kamieniami milowymi. Norwid był jednym z tych, którzy wytyczali jej główny szlak. Uczenie się wierszy na pamięć, podobnie jak słówek francuskich, a później i łacińskich, było stale stosowaną metodą. No, i co na pewno było ważne w dniu imienin babuni, ten wiersz przypominał jej ojca, a mego pradziadka, Konstantego Millera, przyjaciela Norwida, który wprowadził go, jako jednego z rozmówców do Promethidionia. Od recytacji tego wiersza Norwida, nieprosta a długa droga prowadziła mnie do napisania o nim pracy magisterskiej na poznańskiej polonistyce i pracy wstępnej na warszawską reżyserię, a potem do kolejnych reżyserii kolejnych sztuk Norwida w teatrach i telewizji, do pisania o nim kolejnych artykułów, referatów i książek, a także scenariuszy i sztuk, w tym Powrotu do Norwida, z którym teraz – nieco zmienionym, jak i ja się „nieco” zmieniłem – wracam do Tarnowa.
I odkrywam w tym jakąś piękną logikę w moim życiu, w moich pracach twórczych – od Norwida do Norwida.
Kazimierz Braun